Ekranizacja klasycznej powieści kryminalnej Agathy Christie, wyreżyserowana przez pięciokrotnie nominowanego do Oscara Kennetha Branagha. On sam gra także słynnego detektywa Herculesa Poirot, rozwiązującego sprawę morderstwa, którego ofiarą w najsłynniejszym pociągu świata pada wpływowy amerykański biznesmen. Luksusowa podróż staje się punktem wyjścia do stylowej, pełnej napięcia i zaskakującej opowieści sensacyjnej, uznawanej za największą zagadkę kryminalną wszech czasów. Trzynaścioro pasażerów uwięzionych zostaje w pułapce, nie wiedząc, co ich czeka. Jeden człowiek musi wskazać mordercę, zanim ten zaatakuje ponownie.
Przed seansem naczytałem się trochę negatywnych opinii, więc do końca nie wiedziałem, czy chcę na ten film iść. W końcu się wybrałem i nie było tak źle. Zaznaczam również, że nie znałem oryginału i rozwiązania całej zagadki. A ta okazała się całkiem ładna, ciekawa i intrygująca.
Film jest bardzo, bardzo klasycznym obrazkiem – zrealizowanym przepięknie, zagranym bezbłędnie, ale też lekko wlokącym się. Były momenty, kiedy miałem ochotę przysnąć lub sięgnąć po telefon. Jednak pod koniec wszystko ułożyło się w ładną całość i wyszedłem z kina zadowolony. Nie było to nie wiadomo, co, ale ostatecznie przyjemne. Odpowiednie na sobotnie popołudnie w TVN-ie czy megahit w piątek.
I ta obsada! Odbiór filmu nie był do końca udany, to też role aktorskie pewnie nie zostaną docenione podczas Oscarów. A wydaje mi się, że sam Kenneth Branagh zasługuje nominacje, ale najbardziej doceniłbym chyba Michelle Pfeiffer. Była bezbłędna. Cieszy również, że na nową nadzieję kina wyrasta Daisy Ridley, i że Star Wars nie będą jedynym jej dorobkiem filmowym (tak jak to przed laty stało się z Carrie Fisher czy Markiem Hamiltonem – owszem, mieli inne filmy, ale to ze Star Warsów byli najbardziej znani).
